Jakiś czas temu pisałam, że przy okazji jednego z zamówień w Asian Store dostałam próbkę Lioele Dollish Veil Vita BB (cena: 79 zł, 30 ml), która narobiła mi chrapkę na więcej. Bałam się rozczarowania, bo wiadomo, z próbkami różnie bywa, ale nie, stało się, znalazłam mój "numero uno" w dziedzinie BB!!!
Dollish to krem 2w1. Może stanowić bazę pod makijaż, można go również stosować samodzielnie w roli kremu BB. Jego główna funkcja to wyrównanie kolorytu skóry. Występuje w dwóch wersjach: zielonej mającej na celu tuszowanie zaczerwienień oraz fioletowej, która koryguje żółte przebarwienia i zasinienia. Krem dzięki zawartości mikrokapsułek daje bardziej naturalny efekt, dostosowuje się do odcienia cery, dzięki zawartości witamin (A, B5, C, E, F, H) odżywia skórę i nawilża bez uczucia tłustości.
Pod zapewnieniami producenta podpisuję się rękami i nogami. Mimo że krem mam stosunkowo krótko kocham go miłością szczerą. Za co?
1. Opakowanie. Jest miłe dla oka, solidne, ma rewelacyjną pompkę, która pracuje naprawdę bez zarzutu i zawsze wydobywa tyle produktu, ile akurat potrzebuję.
2. Odcień. Moja wersja Dollish jest w odcieniu Gorgeous Purple i faktycznie krem po wydobyciu z opakowania ma liliowy kolor, który stopniowo uwalnia pigment, kiedy wcieramy go w skórę. Kolor idealnie dostosowuje się do kolorytu mojej cery, ale UWAGA został stworzony raczej z myślą o bladolicych.
3. Właściwości. Krem wspaniale wyrównuje koloryt twarzy, ukrywa wszelkie przebarwienia, zasinienia, sprawia, że skóra staje się rozświetlona i promienna jak nigdy, przy jednoczesnym zachowaniu jej naturalnego wyglądu. UWAGA jednak, krycie nie jest spektakularne i w razie większych niespodzianek trzeba dopomóc sobie korektorem.
4. Komfort noszenia. Dollish idealnie zlewa się z moją cerą, nie sposób chyba wyrządzić nim sobie krzywdę. Skóra po zastosowaniu jest wyraźnie rozluźniona i nawilżona. Mimo iż na mojej buzi po kilku godzinach pojawia się błysk, krem trzyma się dzielnie w miejscu przez cały dzień. W razie błyszczenia warto wspomóc się bibułkami matującymi (o których wkrótce :)) i po sprawie.
Dolllish z pewnością nie jest kremem pozbawionym wad, można mu zarzucić słabe krycie i krótką trwałość, ale ja ten BB po prostu UWIELBIAM i wiem, że od tej chwili będę sięgać tylko po niego. Już dawno nie wyglądałam i nie czułam się tak dobrze z jakimkolwiek "podkładem" na twarzy. Jak dla mnie to prawdziwy strzał w 10, Święty Graal i co tylko jeszcze :).
Narobiłam Wam chętkę? ;)))
Nad jakością niniejszego posta i poprawnością ortograficzną czuwała: redaktor naczelna Luna ;)))